środa, 31 sierpnia 2011

Zakupy sierpniowe!

Hej!

Dziś miałam nawet dobry dzień, tęsknię za czasami, kiedy każdy mój dzień był taki zajęty i taki cudowny.


W tym miesiącu kupiłam kilka nowych rzeczy, także ten post to typowy haul :)

Przede wszystkim dwie torebki od użytkowniczki ilovegooseberry.blogspot.com - Aniu dziękuję! :*




cena 55 zł


cena 15 zł

Następnie granatowy tusz do rzęs z Oriflame, już dawno chciałam kupić taki tusz i muszę powiedzieć, że ten o dziwo się sprawdza :)


cena około 12 zł

Zasiliłam też moją paletkę Mac nowym cieniem "Atlantic Blue" - kolor jak dla mnie przecudowny, akurat potrzebowałam takiego chabrowego niebieskiego do makijażu, a że od dawna chciałam go kupić.... :D




Dziś było mi baaaardzo zimno, dlatego moje bluzy, kurtki i swetry już opuściły głęboką szafę i są na wieszakach, a Wy cieszycie się, że idzie jesień? :)

xoxo

K.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Letni miętowy french

Witajcie drogie czytelniczki!

Dobrze, że został mi jeszcze miesiąc wakacji, bo chyba nie byłabym w stanie zacząć szkoły od czwartku. Ostatnio bardzo źle się czuję, dlatego też moja przygoda z lekarzami zaczyna się od początku. Koniec wakacji, koniec lata, a początek jesieni, mojej ulubionej pory, już nie mogę się doczekać jak liście spadną z drzew, jak zrobi się złoto i czerwono na ulicach, jak będzie można nosić duże, grube swetry. Ale do tego jeszcze troszkę czasu. Przez to, że zaczęłam żyć już jesienią, mój nastrój uległ jednocześnie i poprawie i pogorszeniu - ale nie umiem tego wytłumaczyć. Wróciłam do starej muzyki i dlatego w moich głośnikach pełno jest Three days grace, HIM, The Offspring czy też Blink 182.

Dzisiaj post paznokciowy, uwielbiam lakiery Inglota, które trwałością nie grzeszą, ale z top coat'em utrzymują się naprawdę długo.

1. Base coat - ja użyłam z Ulty
2. Dwie warstwy jasnego różowego lakieru - mój to Inglot 863
3. Miętowy french - Inglot 696, ja malowałam bez plasterków, ale jeśli macie ochotę zawsze możecie ich użyć :)
4. Top coat - Ulta
Gotowe!
Powodzenia!





Lubicie kolorowe french'e? Czy wolicie jednak tradycyjne białe końcówki? Muszę powiedzieć, że ja już dawno nie miałam białych, zawsze są innego koloru, albo ostatnio miałam każdy paznokieć inny. :)

Pozdrawiam Was i do następnego!

xoxo
K.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Heath Ledger w "Candy".

Cześć dziewczyny!
Prawda, że pogoda ostatnio dopisuje? Aż chce się wyjść z domu, zaczerpnąć powietrza i iść z uśmiechem na twarzy. Ostatnio nie jestem zbyt zajęta, ponieważ podjęłam decyzję o odejściu z pracy - nie wiem czy dobrze zrobiłam, ale już niedługo powinno się okazać.

Przedwczoraj wraz z przyjaciółką oglądałyśmy po raz kolejny "Candy". Nie wiem czy wiecie, ale Heath Ledger to mój najukochańszy aktor od niepamiętnych czasów. Oglądałam chyba wszystkie jego filmy po kilka razy i niestety, ale jakoś nie może do mnie nadal dotrzeć, że już w żadnym więcej nie zagra.

"Candy" to opowieść o miłości. Miłości do dziewczyny/chłopaka, ale przede wszystkim miłości do narkotyków. Dan (Heath Ledger) oraz tytułowa Candy (Abbie Cornish) to młodzi, zakochani w sobie ludzie, uzależnieni od heroiny. Opowieść ta jest przedstawiana z perspektywy Dana, a film podzielony jest na trzy części. Niebo - w którym to wszystko idzie łatwo, mają pieniądze na narkotyki, balują, są szczęśliwi. Ziemia - w której to części zaczynają się ich problemy oraz piekło, w którym jak łatwo się domyślać życie zaczęło dawać kopy. To opowieść o destruktywnej miłości. Nie mogą być szczęśliwi razem, bo to poprowadzi ich tylko do złego. Kochają się, ale bardziej kochają narkotyki, dlatego też są zmuszeni się rozstać.

Oglądałam ten film pierwszy raz w 2007 roku, byłam pod ogromnym wrażeniem wykreowania postaci, scenografi (wszystko do siebie pasuje) oraz muzyki. Rola Geoffrey'a Rush'a jako Casper'a (znacie go z rewelacyjnej roli w King's Speech) była niesamowita - on jako ten dobry ojciec, zawsze ratujący z opresji, ale także prowadzący do destrukcji naszych bohaterów, bowiem razem ćpali.

Po tym filmie przychodzi taki czas na przemyślenie paru spraw i nie chodzi o pokazanie co narkotyki robią z człowiekiem, tylko jak miłość wpływa na człowieka. Moim zdaniem ten film to jedna z najlepszych ról Ledgera, jest naprawdę niesamowity.


Oglądałyście?



Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. :) każdy jeden znaczy dla mnie baaardzo dużo.

PS Czy któraś z Was ma kolczyk "rook"?

xoxo
K.

piątek, 19 sierpnia 2011

Problemy z cerą - 3 kroki Clinique

Muszę Wam przyznać, że ja w wakacje mam ogromny problem z cerą. Na mojej twarzy, plecach i dekolcie pojawia się mnóstwo zaskórników, z którymi zupełnie nie mogę sobie poradzić. Byłam u dermatologa - jednego, drugiego i nic. Przetestowałam najróżniejsze produkty do pielęgnacji cery trądzikowej i nadal nic. Nawet piłam drożdże z mlekiem - I NIC. Dlatego kiedy kupiłam te 3 kroki od razu skazałam je na niepowodzenie. 


Ku mojemu zdziwieniu, po tygodniu stosowania widzę poprawę! Nie błyszczę się tak bardzo, a także mam mniej tych okropnych kropek. 


"Opracowany klinicznie przez wiodących dermatologów w oparciu o ich doświadczenia z codziennej praktyki lekarskiej. Dopasowany siłą działania do każdego rodzaju skóry, nawet tej najbardziej wrażliwej. Stworzony, by przywrócić Twojej skórze blask. Poznaj już dziś odpowiednią dla siebie pielęgnację i odkryj swoją promienną skórę." taką informację możemy znaleźć na stronie clinique.com.pl 


Szczerze, jak dla mnie zestaw o dużych pojemnościach jest naprawdę drogi, dlatego chciałam najpierw wypróbować na miniaturkach. Muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona, chociaż przez to, że opalałam się przez ostatnie kilka dni (i tak nic z tej opalenizny nie widać - oprócz mojej czerwonej jak burak twarzy :P) wyskoczyło mi mnóstwo małych kropek na policzkach - niestety taką reakcje alergiczną mam na słońce i nie powinnam opalać twarzy, ale wyobraźcie sobie cały dzień spędzić z ręcznikiem na twarzy - nie da się ! Dlatego opalałam buzię, a teraz cierpię, bo patrzeć w lustro nawet mi się nie chce. Mam nadzieję, że 3 kroki szybko się uwiną z tymi brzydalami.


Za dużo tak naprawdę powiedzieć nie mogę, bo zużyłam dopiero połóweczki miniaturek, ale jeżeli dalej będę taka zadowolona to na 10000% zaopatrzę się w większe pojemności, które na dłuższą metę są bardzo wydajne. Moja siostra kupowała w zeszłym roku w marcu i starczyło jej na prawie rok ( nie mówie o kremie, bo ten niestety skończył się szybciej ).


Podsumowując, moja cera jest mniej tłusta, nawilżona, ma zdrowy blask. Podkład zupełnie inaczej wygląda na tym żelo-kremie. Jedyne co mnie przeraża to ta cena, ale myślę, że jakoś uda mi się z tym poradzić.


A tu możecie poczytać opinie dziewczyn z wizażu http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=785


A Wy używałyście/używacie? Jakie są opinie? Chętnie się dowiem :) Wolicie mydełko czy ten żel do mycia?




xoxo
K.

piątek, 12 sierpnia 2011

Małe zakupy.

Wiecie co? Minął tydzień pracy, a ja czuję się jakbym nie spała wieki! Dosłownie, jestem w domu baaardzo późno i nie mam czasu zupełnie na nic. Dzisiaj puścili mnie wcześniej, tylko dlatego, że powiedziałam, że skoczę na pocztę... Muszę stanąć przed wyborem, który jest bardzo ciężki, ale mam nadzieję, że wszystko ułoży się po mojej myśli i będzie tylko lepiej.

Przychodzę dzisiaj z małymi zakupami. Ostatnio nie mam ani czasu, ani pieniędzy, ani nawet ochoty na chodzenie po sklepach. Ale jako, że skończył mi się tusz - to musiałam kupić nowy, a lakiery kupiłam przy okazji. Clinique był w promocji, więc postanowiłam wypróbować zanim się skuszę na większe pojemności, w końcu cena nie jest za fajna, a żel pod prysznic wcisnęła mi paniusia przy kasie - ale pachnie cudownie, a ja jako, że jestem kolekcjonerem wszystkiego co pięknie pachnie, musiałam go kupić.


1. Tusz do rzęs Mac Mascara X. Ma za zadanie nadać moim rzęsom błyszczącą, naturalnie wyglądającą objętość (tak napisał producent w broszurce, którą dostałam :P) testuję go od kilku dni, zobaczymy co z tego wyjdzie. Narazie jestem zadowolona, przede wszystkim dlatego, że się nie osypuje i nie pozostawia na moich oczach efektu pandy - która to była moim częstym gościem w przeszłości. Cena 68 zł.



2. Lakiery Inglot różowy do french'a nr. 863 i delikatny srebrny brokacik nr. XL1, cena 20 zł każdy.


3. Zestaw 3 kroki Clinique - miniaturki, Douglas, 29 zł


4. Płyn do kąpieli, to chyba jakaś firma produkuje dla Douglas'a. 9,90 zł.



Wyjeżdżam dzisiaj, wracam w poniedziałek wieczorem, mam nadzieję, że uda mi się troszkę odpocząć i przemyśleć pare spraw. Udanego długiego weekendu dziewczyny! Żeby pogoda dopisała! :)

xoxo
K.

wtorek, 9 sierpnia 2011

Cykl paznokciowy : Shatter OPI

Heja!

Drugi dzień nowej pracy - żyję! Muszę Wam powiedzieć, że naprawdę daję radę i nawet mi się podoba. Co prawda jestem dzisiaj mega zmęczona, dlatego za chwilkę robię herbatkę i lecę pod kołdrę, ale wpadłam żeby coś dla Was skrobnąć i przede wszystkim nadrobić komentowanie.

Pogoda od jutra ma się popsuć i w sumie, że tak powiem nie interesuje mnie to, a nawet się cieszę, bo nie będzie mi wtedy żal moich wakacji, których już nie mam :P

Dziś post paznokciowy, ostatnio mam fioła na punkcie koloru miętowego, dlatego wariacje na moich paznokciach też takie są :)
Użyłam miętowego Inglota nr 969 i morskiego Golden Rose nr 222  a także Black Shatter z OPI.
Właśnie co myślicie o lakierach typu Shatter? Moim zdaniem są rewelacyjne, nigdy nie uzyskamy dwóch takich samych pęknięć lakieru i to właśnie czyni nasze paznokcie oryginalne, chociaż szczerze powiem, co drugą dziewczyna, którą widzę na ulicach ma teraz na paznokciach pękający lakier.

Wybaczcie moje skórki, ale ostatnio mam z nimi ogromny problem i żadne kremy mi nie pomagają.



Także lecę odpoczywać i do następnego!
xoxo
K.

sobota, 6 sierpnia 2011

Ogłoszenia i prasa.

Przede wszystkim pragnę podziękować za komentarze pod ostatnim postem, jestem w szoku, że jest ich tam ponad 30! DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ! Dzięki temu chce mi się pisać jeszcze bardziej i mam nadzieję, że Was nie zawiodę :)

Czasami w życiu przychodzą takie chwile, że nawet mi się z łóżka wstać nie chcę. Nie mam ochoty na cokolwiek, jestem marudna i najlepiej to przespałabym cały dzień. Na szczęście te dni chyba się skończyły, bo dostałam pracę i zaczynam od poniedziałku. Jestem bardzo podekscytowana, bo to moja pierwsza poważna praca, ale także się boję, że jednak nie dam sobie rady, ale cóż, jak ja nie dam rady, to kto zrobi to za mnie? Nikt, dlatego trzeba się wziąć w garść i dać z siebie wszystko, a wtedy moje życie się diametralnie zmieni. Oczywiście to oznacza mniej czasu dla siebie, ale postaram się nie zaniedbywać blogowania, mam nadzieję, że uda mi się to wszystko pogodzić. Jedyne co nie bardzo mnie satysfakcjonuje to to, że muszę zmienić tryb studiów z dziennych na zaoczne, ale co za tym idzie, dzięki pracy będę mogła zrobić remont! :)

Dziś chciałam tylko pokazać zakupioną prasę, najlepsze jest to, że bateria w aparacie mi się rozładowała, więc zeskanowałam okładki, po czym stwierdziłam, że przecież mogłam zdjęcia z internetu wziąć :P no ale cóż, żeby moja ciężka praca nie poszła na marne, to macie! :D




Jestem w trakcie czytania Existence, pierwszy raz zobaczyłam ten magazyn na półce i narazie jestem zachwycona, jeśli dalej będę taka zafascynowana, to na pewno Wam go przedstawię :)
Mogę odesłać Was do strony tej gazetki http://existencemag.pl/ :)
Będę miała co czytać przez najbliższy czas + moja kochana mama kupiła mi w końcu "Diabeł ubiera się u Prady" więc nareszcie przeczytam! :) Wspominałam już, że kocham ten film? Mam nadzieję, że książka będzie jeszcze lepsza!


I mam jeszcze jedno ogłoszenie (coś ich dzisiaj dużo). Chciałam Was serdecznie zaprosić na bloga mojej przyjaciółki, dopiero zaczyna, więc wsparcie się przyda! :) http://www.madame-bijouxx.blogspot.com/


Życzę Wam kochane moje mniej tego deszczu i cudownej niedzieli!

xoxo
K.

wtorek, 2 sierpnia 2011

Where Rainbow Ends - Cecilia Ahern

Cecilia Ahern - autorka "P.S Kocham Cię", sięgnęłam po jej następną książkę i tylko dlatego, że nie miałam już co czytać podczas mojego pobytu w Niemczech. Moja kuzynka pożyczyła mi swój egzemplarz "When rainbow ends". Jej grubość od początku mnie przerażała, pomyślałam - 600 stron? Nie przeczytam tego przez rok. A jednak myliłam się i to bardzo. Przeczytałam ją jednym tchem, kiedy tylko miałam chwilę wolnego to czytałam, czytałam, czytałam.
Książka urzekła mnie, bo jest napisana inaczej niż wszystkie. Czytamy korespondencję mailową głównej bohaterki, Rosie, jej najlepszego przyjaciela Alexa, oraz ich rodzin. Opowieść o bratnich duszach, o przyjaźni, miłości, dokonywaniu wyborów. Dzięki tej książce dotarło do mnie, że na pewno gdzieś na tym świecie jest moja bratnia dusza, bo każdy takową ma i mimo, że nie mam jej od początku tak jak głowna bohaterka, to na pewno kiedyś ją odnajdę. 
Na początku poznajemy pięcioletnią Rosie i pięcioletniego Alexa, którzy są najlepszymi przyjaciółmi, razem rozrabiają w szkole, razem planują ucieczkę z domu, razem dorastają, aż w końcu Alex wraz z rodzicami musi wyjechać do Bostonu, przyjaźń trwa dalej. Pierwsze miłości, rozstania, małżeństwa, zdrady, a oni ciągle wymieniają korespondencję. Rosie zostaje samotną mamą, a Alex ojcem chrzestnym malutkiej Katie... Czy ich drogi się w końcu zejdą?

Czytałam ją po angielsku, nie wiem czy tłumaczenie polskie jest wystarczająco dobre, ale może któraś z Was już ją czytała? Podobało się? Lubicie tą autorkę? :)


Miłego czytania!
xoxo
K.